Do "Jaskółki" trafiłam przypadkiem. Byłam potwornie głodna a zaczęło się ściemniać. W lodówce nic poza światłem nie posiadałam. Wokół "Jaskółki" zrobił się ruch. Pobliska winiarnia zamykała swe wrota. Małe sklepiki też doczekały się zasłużonego odpoczynku.
Usiadłam na mało wygodnych krzesłach na zewnątrz kawiarenki....i się zaczęła akcja....niczym w serialu brazylijskim.
Czy ten ser jest prawdziwy czy też nie? - padło me pierwsze pytanie kiedy mój palec wskazywał ser z menu....Pani pobiegła zapytać do kuchni. Czy to danie ma laktozę - zaraz zapytam, czy jeszcze w ogóle jest - brzmiała odpowiedz miłej, uśmiechniętej kelnerki i znów maraton do kuchni. Czy lody mają laktozę czy są prawdziwym sorbetem? - Pani znów zaczęła biec w znanym już jej dobrze kierunku. Składanie zamówienia było dość czasochłonne dla obu stron. Wreszcie maratony dobiegły końca. Zamówienie udało się złożyć i skompletować.
Na stół wjechała talerz z sałatką. Sałatka z melonem i tofu. Na próżno szukać w niej szaleństwa smaków. Od co pół worka sałaty z 8 kawałkami tofu i z kilkoma kawałkami niedojrzałego melona.
Szkoda, że kucharz z wrażenia po biegach kelnerki zapomniał polać tonę zieleniny choćby dobrą oliwą z oliwek, albo jakimś zacnym sosem z kuchni francuskiej - najlepiej.
Lody sorbet - jak to lody, zimne były i smakowały, jak mango.
Myślę, że miejsce to jest zacne dla pożeraczy kanapek, które były wychwalane po niebiosa przez ludzi siedzących przy innych stolikach. Szkoda tylko, że kucharz nie myśli o wszystkich potrawach z karty menu w podobny sposób.
Czy ten ser jest prawdziwy czy też nie? - padło me pierwsze pytanie kiedy mój palec wskazywał ser z menu....Pani pobiegła zapytać do kuchni. Czy to danie ma laktozę - zaraz zapytam, czy jeszcze w ogóle jest - brzmiała odpowiedz miłej, uśmiechniętej kelnerki i znów maraton do kuchni. Czy lody mają laktozę czy są prawdziwym sorbetem? - Pani znów zaczęła biec w znanym już jej dobrze kierunku. Składanie zamówienia było dość czasochłonne dla obu stron. Wreszcie maratony dobiegły końca. Zamówienie udało się złożyć i skompletować.
Na stół wjechała talerz z sałatką. Sałatka z melonem i tofu. Na próżno szukać w niej szaleństwa smaków. Od co pół worka sałaty z 8 kawałkami tofu i z kilkoma kawałkami niedojrzałego melona.
Szkoda, że kucharz z wrażenia po biegach kelnerki zapomniał polać tonę zieleniny choćby dobrą oliwą z oliwek, albo jakimś zacnym sosem z kuchni francuskiej - najlepiej.
Lody sorbet - jak to lody, zimne były i smakowały, jak mango.
Myślę, że miejsce to jest zacne dla pożeraczy kanapek, które były wychwalane po niebiosa przez ludzi siedzących przy innych stolikach. Szkoda tylko, że kucharz nie myśli o wszystkich potrawach z karty menu w podobny sposób.